Józek był dobrym, religijnym gazdą, ale mu się strasznie nie wiodło. A to chałupę woda zabrała, a to owce pochorowały się i wyzdychały, jak stanął na nogi, to las mu się spalił, potem dzieciska się potopiły, a na koniec żona zmarła. Jak mu się świeżo postawiona chałupa od pioruna zapaliła, nie strzymał i kleknąwszy pod przydrożną kapliczką zaczął się żalić:

- Panie Boże, czemu mnie się to wszystko dzieje, chałupa, Maryna kochana, dzieci, zwierzaki, las? Przecież ja taki dobry, przykazań przestrzegam, nie bluźnię, nie piję, do kościoła chodzę? Czemu akurat mi?

A z nieba odezwał się nieziemski głos:

- A bo wiesz Józek, ja cię tak jakoś po prostu nie lubię.....

 

Kilka dni temu uległy częściowej zagładzie moje buty. Dziś chciałem pokazać koledze, jak się "włożyć" do skrętu na większej prędkości. Powiedziałem mu nawet, żeby się trzymał nieco dalej bo bezpieczniki w Dynafitach mogą puścić. Owszem coś puściło, ale nie bezpieczniki.....

 

 

A takie były fajnie zrobione przez Witka.... Nie dość, że sklejona niedoróbka firmy to jeszcze zaostrzone... Ech, chyba jednak trza będzie w zjazdówki zainwestować, bo w tym tempie to pójdę z torbami...